środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział XIII

Kłusem wróciłam do stajni, Nadia i  Julia wróciły wcześniej bo musiały wracać do domu. Ja spędziłem godzine na galopie, kłusie i stępie po całym lesie. Troche skakaliśmy, Mistral w końcu się wyżyl i był bardzo spokojny i zaciekawiony. Minęliśmy stępem bramę, nie zsiadając przejechałam przez halę i chodnikiem pojechałam do rór na kóre dziewczyny przewiązały nasze rzeczy gdy wracały.
Nikogo nie było, to dobrze nie chciałam słuchac głupiego gadania i zachwytów dzieciaków.
Założyłam mu kantar na szyję i rozsiodłałam go.  Wypił całe wiadro wody i zjadł 2 marchewki. W przyjemnej ciszy wyczyściłam go i odniosłam rzeczy do siodlarni. Było juz przygotowane miejsce na jego rzeczy, odwiesiłam siodło  na wieszak i ogłowie na kołek, skrzynke położyłam przy pozostałych, w szafce zostawiłam kask i kamizelke. Wróciłam do Mistrala, drapał się w pysk o rurę.
Zaprowadziłam go do stajni do innych koni. Na terenie były tylko konie, gdzie pozostali?
-Halo??- zawołałam wchodząc z nim do stajni. -Jest tu ktoś? Gdziekolwiek?

Tak to jest jak sie znika na godzine...zostaje się samemu.. Zostawiłam konia w boksie i poszłam do pokoju dla personelu, na piętro, do łazienek, biblioteczki (pokój z tv , regałami książek i kanapami.
Nigdzie nikogo..Może poszli mnie szukać? Chodziłam tak z pół godziny. W końcu trafiłam na p. Anie.
-No wkońcu! -zawołałam wesoło- martwiłam się gdzie wszyscy jesteście.
-Wszyscy pojechali do domów bo zapowiadają ogromną burze na wieczór, chcieliśmy iść was szukać ale dziewczyny powiedziały że wszystko jest ok a Mistral nie wariuje.
-To wszyscy już poszli?
-Tak, pan Maciej też, zamierzałam iśc właśnie Cię szukać i szłam po rower ale skoro jesteś- powiedziała z uśmiechem- Posprzątałaś jego rzeczy?
-Tak wszystko.
-Dobrze. Ja i Maciej zabarykadowaliśmy drzwi od małej stajni (kucyków) i zabezpieczyliśmy okna, została duża stajnia siodlrania i piętro.
-Mogę pomóc.
-Dziękuje, im szybciej skończymy tym szybciej będziemy w domach.
Poszłam do siodlarni zamknąć okno i nasunąć metalowy kawałek zabezpieczający przed nagłym otwarciem, zakmnęłam również siodlarnie na 2 zamki i żelazną kłódkę. P Ania pozamykała okna na piętrze i zaklucza drzwi obok tych od stajni, drzwi te prowadzą na piętro. Razem pozamykałyśmy okna w stajni i zamknęłśmy wielkie drzwi. Wziełyśmy wielką belkę i polożyłyśmy ja na uchwytach przy drzwiach, również dodatkowo zaknięte zostal€ na kłódkę. Pobiegłyśmy szybko na halę gdyż zaczeło lać, ja szybko zabezpieczyłam okna a pani zamknęła wielie drzwi, wybieglysmy i zakmnęłśmy 2 wyjście.
-Widziałaś? -spytała p Ania
-Co?
-Jaka wielka błyskawica śmigła tam nad pastwiskiem.
-Nie..-przerwał mi straszny huk grzmotu.
Rzuciłyśmy się pędem do samochodu pani ani, odpaliła silnik i ruszyła.
-Gdzie Cię podrzucić?
-Do domu, wie pani gdzie to?
-Tak
Jechałyśmy w ciszy od czasu do czasu oglądałam się na ogromne czarno-granatowe chmury przeszywane białymi wielkimi bł€=yskawicami, działo się to idealnie nad stajnią. Drzewa się mocno uginały, a desz lał jak z wężą. Burze szybko rozprzestrzeniała się przez wiatr.
-Ale będą wielkie kałuże- powiedziała  ania patrząc w lusterko- Z resztą czym ja sie martwie, mam nadzieje ze żadne drzewo nie spadnie na stajnie.
-Albo piorun-szepnęłam
-To akurat mamy piorunochrony, ale wiatrochronów nie...
W ciszy podjechałyśmy pod moją bramę
-No wysiadka- powiedziała odblokowując drzwi.
-Niech pani uważa
-Spokojnie, martwy się lepiej o stajnie.
I odjechała, a ja przemoczona wbiegłam do domu.
-Już chciałam Ci dzwonić, gdzie jesteś! -zawołała mama
-Jestem jestem, pani Ania mnie podwiozła-powiedziałam zmęczona- Ale straszna burza, niesamowicie wielkie pioruny.
-Właśnie słyszałam, że cos się dzieje... Biedne koniki.
-I pieski i kotki, są zamknięte w stajni z końmi, bo tam maja legowiska.
-Ty też jesteś przemoczona
-Gdybys widziała co tam się dzieje... Musiałyśmy barykadować drzwi.
-Domyślam się, idź przepłucz się cieplą wodą bo na wakacje chora będziesz. Za tydzien koniec roku.

*********************************************************************************

Siedziałam w mojej słodkiej piżamce na łóżku, z kubkiem gorącej czekolady, przede mną był włączony lapek, ale i tak wolałam poczyta c dziennik dziadka, skończyłam na 25 maja 1981 r, dziadek i babcia mieli 31 lat.
Było o wielkiej burzy:

,, ...wieczorem koło 18 rozpętała się straszna burza, a jeszcze godzine przed było tak pięknie. Słońce przygrzewało tak przyjemnie, że dzieci sąsiadów przyszły do nas pojeździć na Karismie i Monglim (pierwsze konie dziadka, karisma i mongli byli rodzeństwem, kupił ich w wieku 20 lat, gdy mieli po 3 lata, padli w odstępie miesiąca każde w swoje 26 urodziny) Przyszli ubrani w sukienke i krótkie spodenki ( Kaja i Olga), więc postanowiłem, że będzie jazda na oklep, na pastwisku wjeżdżali od czasu do czasu do stawu i kłusowali w kółeczku było wspaniale do feralnej 18... Zaczęły zbierać się ciemne chmury, Banki (Też już zdechły pies babci)  przez cały czas biegał niespokojnie. Chmury mnie zaniepokoiły i kazłem dziewczynką zsiąść. Zdjeliśmy ogłowia i odprowadziliśmy ich do stajni gdy nad 2 pastwiskiem trzasnął silny piorun, oba konie zaczęły kopać w boksy jak oszalałe. Zapiąłem na dodatkowy drążęk oba boksy. Po chwili usłyszeliśmy huk jak cholera! (przepraszam za słownictwo dziadka)  zamknąłem 2 okna na przeciwko bokśów wziąłem 6 latki pod pachy i wybiegłem ze stajni do domu, postawiłem je na podłodze i zawróciłem domknąłem wielkie wrota gdy nad ulicą jeszcze bliżej domostw strzelił kolejny piorun. Na potężne uchwyty szybko położyłem kłodę i biegiem zawrociłem, poczułem by skoczyc na schody, poddałem sie temu uczuciu skoczyłem..."

Do pokoju weszła mama.
-Co chcesz?- spytałam
-Masz jasne rzeczy do wyprania?
-Nie wszystko w koszu, przerwałaś mi ciekawy rozdział.
-Jeszcze tego nie skończyłaś?
-Nie mam notes od 2 lat i rzadko czytam może 2 razy w miesiącu a książka obejmuje 42 lata  pracy dziadka z koniem, nie żeby pisał codziennie ale jestem na momencie gdy miał 31 lat także do 62 daleko.
-Dobrze już idę..- zaśmiała się mama.

,,... skoczyłem na schody uderzając w nie, obejzałem się odruchowo piorun trzasnął w ziemię gdzie stałem, szybko sie podniosłem bo nie dotykać stopami ziemi i wskoczyłem do domu, Natalia i dziewczynki pozamykały okna i drzwi, pozostały wejściowe, zakmnąłem je na zamek i podstawiłem pod nie komode. Odłączyłem prąd, światło dawała tylko burza. Martwiłem się o konie, nie wiem czy pra z błykawic walących teraz w nasze ziemie nie przechodzi na beton i konstrukcje stajni. Całe szczęście blisko nas nie ma drzew, na pewno zostały by złamane a traktor zepsuty..."

Dostałam wiadomość na skype. Spoglądnęłam,  była od Nadii.

Dy$ka: Hey :*
Ty: Siem :)
Dy$ka: Widziałaś jaka burza?? Zdążyłaś przed nią?
Ty: Tak
Ty:Zabakarydowałam wszystko z Anią... Ale nie uwierzysz?
Dy$ska: Cos się stało?
Ty: Czytam nowy dzień w notesie dziadka
Dy$ska: Tym z doświadczenia 42 lat? Co zaczął w wieku 20?
Ty: Tak xd Tam jest idealnie dzisiejsza sytuacja! Błyskawice, wiatrz, barykadka, wszystko!
Dy$ka:Żartujesz?! Serio???
Ty: Tak, przyjdż do mnie po szkole wszystko ci opowiem i pokażę.
Dy$ka: OKi ale możesz też do szkoły przynieść?
Ty:Wolę nie...
Dy$ka:Spoczko
Ty:<3
Dy$ka: Ja lece kochana, musze poprawić kolor włosów, ten mój naturalny piękny soczysty            brąz matowieje i blednie..znalazłam swoj naturalny odcien i sie farbneXD
Ty:OJ głupia ty głupia ty....
Dy$ka: Haha papa :*
Ty: Papasie 

Wzięłam ponownie notes do ręki, gdy zawołał mnie tata.
-Co? - zawołałam.
-Zejdź na chwile!
-Ok!
Zeszłam  kubkiem po kakale i spojrzałam na tate. Siedział na kanapie i pokazał palcem na tv
-Spójrz
-Nie...Nie wierzie, co tam się wyprawia!- zawołałam skacząc na kanape obok taty.
Lecą wiadomości, jest o dzisiejszej burzy leci na żywo, właśnie więsniakowi złamała się jabłoń i z garażu daszek odleciał!
Pokazali stajnie, nie ma szyby na piętrze. Spojrzałam przerażona.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz