poniedziałek, 14 października 2013

VII rozdział

-Mateńko powaga?!- przeżywała Nadia- Podałaś mu prezerwatywy? Szkoda, że sie obudziłaś może kontynuacja by była
-Pogrzało cie! - odp- Już mam bliznę na psychice!
-Hahaha, wyluzuj- zaśmiała sie Nadia- Ale tak szczerze to macie wiele wspólnego, i się lubicie sweet pareczka
-Zamknij się
-Oj Mikaaaa
-Cicho dojeżdżamy
Wysiadłyśmy i poszłyśmy w stronę stajni.
-Dosiadałaś go już?
-Nie miałam okazji nawet go nie czyściłam...trochę się boje....
-Lepiej weź się w garść bo jeszcze Karosrina ci go zarąbie. O wilku mowa.
Obejrzałam się, Karo szła z marchewkami do stajni.
-Lepiej biegnijmy!- zawołałam do Nadii.
Już w autobusie przebrałyśmy buty ja na oficerki ona na sztyblety. Usłyszałam jak Karolina cmoka w powietrzu i zobaczyłam jak idzie do końca stajni. Od końca są boksy po lewej Jaśminy, Mistrala, po prawej Tancerza i Liczi. Po ciuchutku podeszłyśmy do Karo, nie dała za wygraną:
-Już Mistralu, mam coś dla ciebie- Karolina wyjeła marchewki, Mistral cały czas miał złe spojrzenie i skulone do szyi uszy.-No żryj -przysunęła rękę.
Mistral zaczął głośno rżeć i kopać drzwiczki. Szybko dobiegłyśmy.
-Jeju jaki śliczny!- zawołała Nadia.
-Mistralu, zobacz, jestem tu.....wróciłam nie bój się- mówiłam coraz spokojniej- nie powinnam cie zostawiać wiedząc, że ona tu jeszcze jest, ale już dobrze...już.
Koń się uspokoił i już obojętnym spojrzeniem przyglądał sie wszystkiemu.
-Karo mówiłam Ci już, nie masz podejścia do koni- powiedziałam grzecznie- nie mogę zabronić ci kontaktu z nim, ale poczekaj, aż go uspokoje i przyzwyczai się do wszystkich.
-Nie potrzebuje twoich rad, dam sobie radę - powiedziała uparcie i poszła.
-Idziemy po uwiązy? Wezme go na spacer.
-Spoczko, tylko...-podeszła do Jaśminy i ja pocałowała w nos-...musiałam się przywitać.
Nadia wzięła swój, który uplotła jak 2 lata temu jej rodzice kupili jej konia (czerwony) , ja wzięłam jakiś brązowawy. Weszłyśmy do stajni zapiełyśmy konie i poszłyśmy przywiązać je do bliższego płotka, który jest zaraz przy stajni.
-Wyczyść go, przecież przy drzwiach jest pudło zapasowych kopystek, szczotek itd.
Co mi tam, podeszłam do kartonu, wzięłam, błękitną rozklejkę (szczotka plastikowa), zieloną podniszczoną kopystkę, szczotkę włosiana i zgrzebło.
Podeszłam do Mistrala:
-Spokojnie, tylko cie wyczyszczę..spójrz- dałam mu do powąchania rozklejkę, po czym dokładnie usunęłam wszystkie zaklejki. Następnie dałam mu obwąchać resztę rzeczy i wyczesałam go i wyczyściłam kopyta.
-Brawo, dobrze to zniosłeś- poklepałam go.
-Wiesz, ja też nie osiodłam Jaśminy i pójdę z tobą na spacer.
-Spoko.
Poszłyśmy za halę i prowadząc konie przeszłyśmy do lasu:
-Może przejedź się na nim.
-Nie, mówiłam, że za wcześnie.
-To kiedy?
-Och, Nadioch zrozum, kilka razy zestresowali go dzisiaj ogromni faceci z sądu, znalazł się w całkowicie obcym miejscu gdzie ufa tylko jednemu człowiekowi, stoczył walkę z Kingiem i jest przywódcą stada ,2 razy wlepiała sie do niego jakaś dziewucha i był czyszczony pewnie pierwszy raz od dłuższego czasu! Nie za wiele na dzisiaj?
-Jej nie wiedziałam...
-Sorry, zestresowana jestem zamknijmy konie w tej starej zagrodzie, chciałabym zacząć ten uwiąz i kantar.
-Ok- otwarłyśmy drewnianą furtkę i konie wbiegły po czym zaczęły się paść.
usiadłyśmy po turecku ja zaczęłam pleść kantar, a Nadia pleść warkocze (sobie). po godzinie zadzwonił jej telefon:
-Halo?
-Cześc tato, co chciałeś?
-No nie krzycz, wiem że jest 19:35
-Skończ! Mówiłeś o 20:00 w domu!
-Co? w cale nie mówiłeś, że zmieniasz zdanie na 19:30! - włączyła głośno mówiący.
-Mówiłem! Tak jak myślałem konie cię buntują! Cały czas siedzisz z tą szkapą i co? i jestes taka sweet miód jade!- za każdym kolejnym słowem z Nadia patrzyłyśmy na siebie.
Rozłączył się.
-Widzisz? Teraz mi wierzysz?- powiedziała Nadia płączącym głosem
-Od początku ci wierzyłam wymyślimy coś!- przytuliłam Nadię.
Wzięłyśmy konie i szybkim krokiem ruszyłyśmy do stadniny. Po chwili zaczęłyśmy biec, konie ruszyły kłusem. Po 10 min byłyśmy na miejscu. Zobaczyłyśmy wściekłego tatę Nadii. Miała na sobie granatowy garnitur, białą koszulę i czarny krawat, w końcu jest redaktorem naczelnym gazety "Witaj jutro" jej matka jest dentystką, chcą by Nadia była lekarzem, ale ona woli być tym kim ja, a ja od 2 lat marze o hipoterapii.
-Dawaj- wyciągnął rękę po Jaśminę.
Nadia oczywiście podała uwiąz i podeszła do samochodu. Jej tata z kolei podał ją mi. Zrobiłam proszące spojrzenie do Nadii.
-Tatusiu Mika nie będzie miała jak wrócić do domu, może poczekajmy na nią, przy okazji sprzątnę szybko.
-No dobrze, ja porozmawiam z kierownikiem- poszedł do kierownika, który gadał z Lucy.
Przywiązałyśmy ich zaczęłyśmy szczotkować:
-Całe szczęście mój ojciec cie lubi, gdyby nie to nie zgodził by się na poczekanie.
-Chyba tak..spójrz Lucy tam jest!- szturchnęłam Nadię
Zaczęłyśmy dawać jej znaki by podsłuchiwała. W momencie jak zaczełyśmy czyścić kopyta podeszła:
-O czym gadają?- zapytała Nadia szeptem.
-Twój ojciec mówi, że macie problemy finansowe i za kolejne 6 miesięcy go nie będzie stać na szkółkę i utrzymanie Jaśminy- odp Lucy.
-To kłamstwo! ten numer świetnie się sprzedaje! Dostałam nawet 200 zł od taty zamiast 50!
-Hm... coraz bardziej w to brnie..- szepnęłam.
-W co? - spytała Lucy.
-Mamy wrażenie, że tata stara się robic wszystko by wyszło, że nie mam czasu a Jaśminę- mówi Nadia
-Jak tylko mówi, że ma wolny do koni jakis dzień natychmiast daje jej korki, ma wolne tylko pon i środy w pozostałe kilka godzin korków, szuka też czegoś na weekendy- powiedziałam.
-Lol! Powaga laski? - mówi zadziwiona Lucy- to jakiś obłęd coś jeszcze?
-Jak gadałam z nim przez telefon wymyślił sobie, że zamiast o 20 miałam być w domu 19:30 i krzyczy, że konie mnie buntują, ale nikomu nie mów!
-No przecież, a masz jakieś oszczędności? - Lucy
-Oszczędzam na niu siodło a co?- odp Nadia
-To może wydasz je na szkółkę i Jaśminę, lub każde pieniądze dziel na pół, jedno pół na cele takie...no typu cos nowego, a część na stajnie i szkółke?
-Ej to mogło by być, mam 1204 zł to 602 zł poszły by na stajnie! i Jeszcze 100 by zostało na szkółkę! tylko stuwa to miech nauki, pół roku to 600, a stajnie mamy za 500 za to, że pracujemy bez wypłaty jako instruktorki ( te co maja własne konie).
-To miesiąc nauki pewny i pół roku życia dla Jaśmy!- mówie.
Ciesząc się odniosłyśmy szczotki, ja do kartonu, Nadia do siodlarni do swojej skrzynki na szczoty i ochraniacze.
-Długo jeszcze?- mówi tata Nadii.
-Nie już poszłyśmy odstawić konie do boksów, zmieniłyśmy buty, pożegnałyśmy sie z Lucy i kierownikiem i poszłyśmy do samochodu taty Nadii.
W ciszy mnie odwieźli pod dom, ale wiedziałam, że jak tylko wyjdę z auta to zacznie się, biedna Nadia...
Weszłam na posesje, otwarłam drzwi i weszłam, trampki zostawiłam w przed pokoju.
-Jak było?- spytała Mama wycierając naczynia.
-A bardzo fajnie, ten koń jest świetny, tylko bardzo płochliwy.
-Wiesz..chciałem spytać co chciałaś powiedzieć wczoraj, cos zabawnego i opowiedz co dziś było- powiedział tata.
Usiadłam obok na kanpie i opowiedziałam wszystko, o moim stresie jak sie dowiedziałam o MIstralu, o podstępie Karo i Aśki, oraz cały dzisiejszy dzień z udziałem Mistrala ojcem Nadii i resztą.
- To bardzo ciekawy dzień, pewnie się zdziwiły jak zastały czyściutki boks i twoje pochwały od kierownika- powiedział tata.
-I to jeszcze jak! Ale najgorsze były teksty tych 2 o tym, że Mistral na bank będzie Karoliny.
-I tak świetnie dałaś sobie z nim radę? - mama
-No raczej tak, zamierzam go kiedys osiodłać tylko potrzebuje siodła i tak dalej.....
-Chyba pamiętasz, że 13 masz urodziny, może dostaniesz.....
-No tak!- wstałam by pobiec na górę- I przepraszam za to jak w tedy nakrzyczałam, że wogóle mnie nie znacie...to nie prawda znacie mnie tak dobrze jak Nadia i kocham was
-My ciebie też Aniołku - powiedzieli.
Uśmiechnęłam się i pobiegła na górę wypakowałam wszystko z torby, spakowałam poniedziałkowe lekcje: matme, polski, biologie, fizyke i niemca. Pobiegłam do łazienki, zmyłam makijaż, brudne ubrania wrzuciłam do kosza na pranie, wziełam długą gorącą kąpiel i ubrałam się w swoja piżamkę z Hello Kitty. Umyłam zęby, rozczesałam włosy i zawinęłam je w ręcznik. Na palcach przebiegłam do pokoju rodziców włączyłam komputer i weszłam w painta zrobiłam jasno fioletowe zaproszenia z balonami i serpentynami na moje 15 urodziny, w next stronie napisałam kiedy mam urodziny i gdzie i drukuj. Hm..... wydrukuję 4: dla Nadii, dla Julii, dla Dziadków i Kamila, co mi tam.
Ładnie złożyłam i schowałam do torby, wyłączyłam kompa i pobiegłam do mojego pokoju. Włączyłam wifi w telefonie napisałam do Kamila

ty:Cześć
Kamil: Elo :)
ty:Co tam?
Kamil: Spk, coś mi sie w skuterze zepsuło ale juz ol
Kamil:ok* a co u cb????
ty: spoko, mam już tego konia jest super 
Kamil: to fajnie :p
ty: aha wiesz juz 22:58 ide spać dobranocka :*
ty: ;)) *
Kamil: pa ;d

Nie wiem po co do niego pisałam, ale by sie przydało skoro za 3 dni idzie do mnie na urodziny, znaczy jak będzie chciał... Poszłam na dół wypiłam herbatę, zjadłam 2 skibki chleba z pomidorem i poszłam na góre. Położyłam sie w łóżku i o dziwo od razu zasnęłam.




1 komentarz: